W przeciągu ostatniego dziesięciolecia zmienił się trend filmowo-telewizyjny. Filmy muszą bić rekordy popularności w kinach, by zwrócił się ich budżet, reżyserzy i scenarzyści skupiają się na widowiskowych scenach akcji i efektach specjalnych. W tzw. „międzyczasie” serial jako forma artystyczna zmienił się nie do poznania. Z tasiemców i oper mydlanych przeobraził się w zamiennik dla kina. Ukazując skomplikowane i pełne zwrotów akcji ewolucje bohaterów, serial jakotaki został zaakceptowany przez szerszą publikę. Dzięki temu mamy wielowątkową „Grę o tron”, znakomicie oddające klimat lat 60-tych „Mad Men”, świetne portrety psychologiczne w „Breaking Bad”, brawurowe sceny akcji z „Synów Anarchii” oraz zawiłe intrygi polityczne w „House of Cards”. Twórcy seriali nie każą nam już śmiać się razem z publiką ani oglądać co dziesiąty odcinek by i tak znać całość akcji. Nawet takie pozycje, które nie uzyskały aprobaty krytyków, jak „Zagubieni” czy „Fringe” mają po dziś dzień rzesze fanów na całym świecie. Miejmy więc nadzieje, że i nasi rodzimi twórcy seriali uwierzą bardziej w swoją publikę i zaserwują nam coś co, oddając nasze realia, sprawi że jeszcze godzinę po emisji nie zamknie nam się szczęka.